niedziela, 25 grudnia 2011

Śledzie codzienne tudzież odświętne

Śledzie to ryby niezastąpione na świątecznym stole - czy to w Wigilię, czy podczas Szabatu. Są popularne w wielu kuchniach świata, ze szczególnym uwzględnieniem polskiej, żydowskiej i rosyjskiej. Przygotowuje się śledzie w occie, śmietanie, musztardzie, miodzie, oleju... Można rzec, że co kraj, a nawet co dom - to obyczaj. 
Osobiście preferuję śledzie w oleju i takie przygotowuję najchętniej, najczęściej. Nie czekam na dni świąteczne, a mimo to śledzie mi się nie znudziły (nie przejadły). Lubię kombinować. 
Przedstawiam przepis najczęściej wykorzystywany.

Do przygotowania śledzi klasycznych - dobrych na co dzień i od święta, potrzebujemy:
- pół kilograma matiasów
- litr wody
- pieprz do smaku
- łyżkę kolendry
- pęczek koperku
- jedna średnia lub duża cebula pokrojona w drobną kosteczkę lub 5 ząbków czosnków pokrojonych w plasterki
- opcjonalnie trzy plasterki cytryny
- olej


Matiasy umieszczamy w misce i zalewamy wodą. Wymaczamy, sprawdzając ich słoność. Ważne jest, by nie wypłukać całej soli. 
Odlewamy wodę, śledzie przecinamy wzdłuż, następnie na mniejsze kawałki i ponownie układamy w misce. Dodajemy pieprz, kolendrę, cebulę lub czosnek, posiekany koperek. Następnie zalewamy olejem/oliwą, mieszamy i przekładamy do słoika, ewentualnie dodajemy cytrynę. Dolewamy jeszcze oleju. Zakręcamy i wstawiamy do lodówki przynajmniej na dobę. 


Ryby są zdrowe, a śledzie dodatkowo zaliczają się do ryb koszernych. Warto więc pamiętać o nich przygotowując świąteczną (chrześcijańską lub żydowską) kolację. Nie musimy jednak wykluczać śledzi z codziennego menu.

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Chanukowe latkes

Trzeci miesiąc w kalendarzu hebrajskim to Kislew. W tym właśnie miesiącu (mniej więcej w połowie grudnia) obchodzone jest jedno z najważniejszych świąt żydowskich - Chanuka, czyli święto świateł.
Jest to święto wesołe i rozświetlone - codziennie przez osiem dni zapalane są świece (pierwszego dnia jedna, następnego dwie i tak dalej) na specjalnym świeczniku zwanym chanukiją (w przeciwieństwie do typowej menory, chanukija ma 9 ramion). Chanuka upamiętnia cud oliwny - Machabeuszom wystarczyło świętej oliwy na osiem dni, choć zachowany dzbanuszek powinien wystarczyć raptem na jeden dzień. Właśnie oliwa stała się symbolem święta Chanuka. Przygotowywane na świąteczne dni potrawy smażone są właśnie na oliwie. Do najbardziej popularnych należą pączki oraz latkes - placki ziemniaczane.
Dziś podaję przepis właśnie na chanukowe latkes.
Istnieje wiele przepisów na te placki. Można przyrządzać je z dodatkiem marchewki, pietruszki, cebuli, czosnku... Najważniejszym składnikiem są jednak ziemniaki.

Do przygotowania latkes (mojej wersji) potrzeba:
-5-6 średnich ziemniaków
-3 ząbki czosnku
-2 czubate łyżki mąki ziemniaczanej
-pieprz i sól do smaku
-jedno jajko
-olej


Ziemniaki płuczemy, obieramy i ścieramy na tarce. Zostawiamy na parę minut na sicie. Solimy i dodajemy pieprz, mąkę, jajko, wyciśnięty czosnek. Mieszamy. 
Na patelnię wylewamy olej. Gdy będzie dobrze nagrzany, wykładamy partie masy ziemniaczanej. Rozprowadzamy, tworząc cienkie placki. Pieczemy, aż placki będą ciemnozłote. Uwaga - lubią się przypalać!  


Gotowe latkes przekładamy na ręcznik jednorazowy i odsączamy. Następnie układamy na talerzu i polewamy  kwaśną śmietaną. Można posypać natką pietruszki. 

Zamiast czosnku można dodać jedną sporą cebulę - startą lub bardzo drobno posiekaną.

Jak Chanuka - to latkes. Przed tradycją, zwłaszcza tak smaczną, nie warto się bronić. A nawet jeśli nie świętujecie Chanuki - plackami można się delektować bez względu na okazję.

sobota, 17 grudnia 2011

Maca


Maca to jeden z moich największych przysmaków. Traktuję ją jako podstawę kanapek, smarując na przykład pastą z bobu. Wykorzystuję także do zrobienia kneidlach - kulek z macy, dodawanych do rosołu.

Maca jest rodzajem chleba, przygotowywanym bez drożdży i bez zakwasu. Żydzi jadają macę w święto Pesach, ale jej utrzymująca się od ładnych paru dekad popularność wykracza poza to jedno święto.
Przygotowanie macy nie jest skomplikowane. 

Potrzebujemy:
- 2 szklanek mąki pszennej
- niepełną szklankę wody
Wiele osób poprzestaje na tych składnikach, ale ja dodałam jeszcze odrobinę pieprzu.
Z mąki i wody zagniatamy gładkie, elastyczne ciasto. Cienko je rozwałkowujemy. Dzielimy na mniejsze części, każdą z nich dwustronnie i gęsto nakłuwamy widelcem.
Z plackami możemy postąpić na dwa sposoby: albo umieszczamy je w nagrzanym piekarniku i pieczemy 15-20 minut albo układamy je na suchej patelni. Osobiście preferuję druga metodę.

Gotową macę - najlepiej jeszcze ciepłą - lubię posmarować masłem (na ciepłym placku tak fajnie się roztapia...), posypać odrobiną soli i położyć na wierzchu kilka plasterków czosnku. Coś wspaniałego!

poniedziałek, 28 listopada 2011

Łosoś pieczony w cieście francuskim

Uwielbiam ryby i nie wyobrażam sobie wykluczenia ich ze swojego jadłospisu. 
Ryby występują pod różnymi postaciami w większości kuchni świata. Słodkowodne i morskie. Pieczone, smażone, grillowane, gotowane, surowe. 
Zawierają cenne witaminy A i D oraz mikroelementy. Łowienie ryb nie jest tak krwawe jak polowania, więc i związane z nim skojarzenia są lepsze - co dla miłośników przyrody nie jest bez znaczenia. 
Ryby są koszerne - poza nielicznymi wyjątkami (jak panga, jesiotr czy węgorz). Ponieważ zazwyczaj nie uznaje się ryb za pokarm mięsny, można łączyć je z produktami mlecznymi - np. z twarożkiem. Postanowiłam skorzystać z tej apetycznej możliwości.
Moja propozycja na dzisiaj to łosoś pieczony w cieście francuskim. 

Do przygotowania potrzeba:
- 2 opakowania łososia kanapkowego
-1 opakowanie ciasta francuskiego
-1 opakowanie serka śmietankowego (polecam Almette)
-szczypiorek
-pieprz
-jedno jajko
-zioła prowansalskie (Kamis ma w swojej ofercie gotową mieszankę - koszerną!)

No to do roboty. W miseczce mieszamy serek z drobno posiekanym szczypiorkiem i pieprzem. Pieprzu dodajemy ile chcemy - ja go nie skąpię. Następnie kroimy ciasto francuskie na prostokąty. Na każdym prostokącie kładziemy kawałek łososia i łyżkę odpowiednio przygotowanego serka. Zawijamy, z jednej strony mocno dociskając widelcem - wzmocni to złączenie i stworzy ładny wzorek. 
Każdy kawałek smarujemy rozkłóconym jajkiem i posypujemy ziołami prowansalskimi. Ich piękny zapach będzie unosił się w całej kuchni. 
Układamy na blasze wyłożonej papierem pergaminowym i wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Pieczemy około 20 minut, aż ciasto będzie ciemnozłote. 
Podajemy na ciepło lub po przestudzeniu. Tak i tak smakuje świetnie. Uwielbiam tę chrupkość... 

Czasami przygotowuję łososia w cieście francuskim w jeszcze inny sposób. Zamiast serka dodaję plasterki czosnku. Układam je na łososiu sprószonym delikatnie pieprzem. Jeden i drugi wariant dobrze komponuje się z winem. 


Łosoś w cieście francuskim może być rewelacyjną przystawką lub przekąską. Większe porcje, otoczone na talerzu surówką, można podawać także jako danie główne. Przygotowanie nie jest skomplikowane, ani pracochłonne. Kawałki łososia w cieście stanowią świetną alternatywę dla kanapek bankietowych. 

piątek, 25 listopada 2011

Czekolada pierniczkowa - słodka pokusa

Istnieją dwie zasady: po pierwsze - kobiety zawsze mają miejsce na deser. Po drugie - trzeba sobie osładzać życie. Wniosek? Nie ma co walczyć ze słodką pokusą.
Czekolada jako taka nie występuje w przyrodzie. Jest wyrobem cukierniczym, powstałym m.in. z miazgi kakaowej. Pamiętajmy, że im bardziej gorzka, tym więcej w niej kakao.
Pomimo wysokiej kaloryczności czekolada jest zdrowa - bogata w magnez. W czasie wojny w Wietnamie regularnie dostarczano ją amerykańskim żołnierzom, na wzmocnienie.
Warto wiedzieć, że czekolada zawiera pewne ilości składników o działaniu (lekko) psychoaktywnym, m.in. fenyloetylaminę, wpływającą pozytywnie na nastrój, zwiększającą wytrzymałość i odporność organizmu.
Cukiernicy potrafią robić z czekoladą i z czekolady prawdziwe cuda.
Najpopularniejsze są tabliczki czekolady - gorzkiej, deserowej, mlecznej, białej. Występują z rozmaitymi nadzieniami i dodatkami. Pyszne są też czekoladki, umieszczane w atrakcyjnych pudełkach, projektowanych często przez znanych artystów.
Sympatię czekoladoholików zyskała czekolada pitna, a torty czekoladowe...któż potrafi im się oprzeć?
Podobno najlepsze są czekolady belgijskie. Ja przez wiele lat byłam fanką marek Lindt i Wedel, obecnie moje uznanie zyskały (koszerne!) wyroby Mauxion.
Wielbiciele czekolady, zainteresowani jej historią i metodami wyrobu, zjeżdżają z całego świata do Muzeum Czekolady w Kolonii. To musi być naprawdę słodka przygoda.

Przygotowałam dzisiaj czekoladę pitną - pierniczkową. Taka mała rozpusta. 
Potrzebowałam (na 2 porcje):
-półtorej tabliczki czekolady deserowej (mleczna byłaby za słodka)
-półtorej łyżki miodu
-czubatą łyżeczkę imbiru
-łyżeczkę cynamonu
-2 1/2 szklanki mleka


Najpierw w kąpieli wodnej rozpuściłam pokruszoną czekoladę. Na specjalne życzenie jednego z Czytelników wyjaśniam co to znaczy "w kąpieli wodnej". Otóż do dużego garnka nalewam wodę (niedużo). Mniejszy garnek umieszczam nad nim. Para z gotującej się w większym garnku wody ogrzewa dno mniejszego garnka, doprowadzając do roztopienia jego zawartości. Zapobiega to przypaleniu tego, co roztapiamy. Jest bezpieczniejsze i wygodniejsze.
Do roztopionej czekolady dolewam mleko, dodaję miód i przyprawy. Mieszam do uzyskania płynnej, aksamitnej konsystencji.
Przelewam do szklanek, kubków lub filiżanek. Dekoruję małymi pierniczkami.

Nie jest mitem, że czekolada dobrze wpływa na nastrój. Może być słodką nagrodą lub słodkim pocieszeniem. Może też wypełnić swoim smakiem chwilę wytchnienia, na którą każdy z nas zasługuje.

czwartek, 24 listopada 2011

Szczęśliwego Dnia Dziękczynienia!

Chyba każdy co najmniej raz widział w jakimś amerykańskim filmie czy serialu, jak bohaterowie przygotowywali się do Święta Dziękczynienia. W Stanach Zjednoczonych jest to bez wątpienia jedno z najważniejszych, jeśli nie najważniejsze święto. W USA obchodzone jest w czwarty czwartek listopada, w Kanadzie natomiast w drugi poniedziałek października. Powszechne jest przekonanie, że po raz pierwszy Dzień Dziękczynienia świętowano w 1621 roku w kolonii Plymouth (obecnie port w stanie Massachusetts, dawniej indiańska osada).
Przybyli na pokładzie statku Mayflower angielscy pielgrzymi przez pierwszy rok życia na amerykańskiej ziemi borykali się z głodem i wielkimi niewygodami. Wielu zmarło. Jednak obfite żniwa w roku 1621 - dziesięć miesięcy po przybyciu pielgrzymów - pozwoliły zakończyć niezwykle trudny czas i położyły kres niedostatkom. Anglicy świętowali razem z Indianami. Jednak podczas pierwszej wielkiej uczty nie podano popularnego dziś indyka. Łatwiej dostępne były na przykład kaczki. Na stole pojawiła się jednak kukurydza - indiańskie złoto - której i dziś (w formie złocistych kolb czy pysznego chleba) nie może zabraknąć.
W 1863 roku Abe Lincoln ogłosił Dzień Dziękczynienia świętem państwowym. Dzisiaj, blisko 250 lat później, jest to przede wszystkim wielkie święto centrów handlowych i supermarketów, w których Amerykanie zostawiają niewyobrażalnie dużo dolarów (ciekawe czy w dobie kryzysu są równie rozrzutni...), wydając je głównie na jedzenie, kartki i  ozdoby. Dla wielu mieszkańców Stanów Zjednoczonych Święto Dziękczynienia jest jedynym świętem prawdziwie rodzinnym (bardziej, niż Boże Narodzenie) i  korzystając z faktu, że jest to dzień wolny od pracy, przemierzają często całe Stany, by spotkać się z bliskimi.
A co powinno znaleźć się na amerykańskim stole w tym szczególnym dniu?
Oczywiście najważniejszy jest indyk. Co do tego? Słodkie ziemniaki, chleb kukurydziany, pudding z brokułów, sos żurawinowy, a na deser pumpkin pie - czyli ciasto z dyni.
Poniżej podaję przepis na klasycznego indyka. Jednocześnie wszystkim świętującym po obu stronach Atlantyku życzę szczęśliwego Dnia Dziękczynienia!

Aby przygotować indyka potrzebujemy: 
-1 oczyszczonego (wypatroszonego) indyka - uwaga: to naprawdę spore ptaszysko!
-około pół kilo soli (mniej więcej 100 g na kilogram)
-120 g masła
-2 duże obrane i drobno posiekane cebule
-4 obrane i drobno pokrojone marchewki
-4 pokrojone łodygi selera naciowego
-pół garści tymianku
-niecała szklanka białego wytrawnego wina. 
-2 liście laurowe


Do dzieła. Ptaszysko należy na zewnątrz i od wewnątrz natrzeć porządnie solą. Następnie umieszczamy indyka w dużym naczyniu, które napełniamy wodą. Odstawiamy na kilkanaście godzin, by indyk wchłonął wodę i sól. Chcemy, żeby był soczysty. 
Nagrzewamy piekarnik do 175 stopni. Nim zdąży się nagrzać, opłukujemy indyka, wnętrze wypełniamy połową warzyw wymieszanych z liśćmi laurowymi i odrobiną tymianku. Zaszywamy niezbyt dokładnie. Skórę nacieramy masłem i  posypujemy tymiankiem. Resztę warzyw (większe kawałki) układamy wokół ptaszyska. Zalewamy winem. 
Pieczemy 40 minut na każdy kilogram, czyli na przykład pięciokilogramowego indyka piec będziemy 200 minut - ponad 3 godziny. 
Jeśli indyk zbyt się zrumieni, możemy przykryć go folią lub papierem pergaminowym. 


UWAGA:
-indyka można nadziać mieszanką drobno pokrojonych jabłek (doskonała będzie szara reneta) z orzechami i odrobiną imbiru. Nie dodajemy wtedy wina.
-zamiast masła można użyć oliwy, na przykład oliwy z oliwek


Do indyka idealnie pasuje sos żurawinowy. Cudownym zwieńczeniem świątecznej kolacji byłby pyszny placek z dyni. Polecam również nie mniej amerykański placek z wiśniami a la Twin Peaks (przepis zamieszczałam jakiś czas temu). Smacznego!





poniedziałek, 21 listopada 2011

Srebrny krem z pieczarek

Pieczarki to jedne z najpopularniejszych grzybów - niedrogie i łatwo dostępne. Powszechnie wykorzystywane są do przyrządzania sosów, zup, zapiekanek, pizzy. Z farszem, zapiekane czy grillowane występują jako samodzielne przekąski.
Ich smak i zapach nie jest tak wyrazisty jak w przypadku innych grzybów, dlatego są "bezpieczniejsze" w sytuacji, kiedy nie do końca znamy gusta naszych gości.
Bardzo lubię wszystko, co pieczarkowe. Najbardziej lubię pieczarki na ciepłym toście, pod kołderką z żółtego sera...
Takie grzanki można podać do kremu pieczarkowego - czemu nie! Dzisiaj przygotowałam "srebrny krem pieczarkowy", do którego podałam groszek ptysiowy.
Przygotowanie kremu chwilę trwa, ale jest to smaczny element obiadu.
Potrzeba:
- 500-700 g obranych pieczarek
-jedna średnia cebula
-pół litra bulionu (wywaru z włoszczyzny, cebuli kilku suszonych grzybów i ewentualnie kawałka mięsa)
-sól i pieprz do smaku
-pietruszka do ozdoby
-odrobina oleju


No, to zaczynamy! Na patelnię wylewamy olej (nie oliwę, ponieważ jej smak jest zbyt charakterystyczny) lub masło. Wrzucamy posiekaną cebulę, w miarę szybko, nim cebula się zezłoci, dorzucamy pokrojone pieczarki. Jeśli cała przygotowana partia nie zmieści się na patelni - spokojnie! Po kilku minutach pieczarki zmniejszają swoją objętość i będzie można dorzucić resztę. 
Lekko podsmażamy, następnie zalewamy bulionem, zakrywamy i dusimy, aż pieczarki będą miękkie. Może to potrwać kilkanaście minut do pół godziny. W tym czasie dodajemy przyprawy. Ja oprócz soli i pieprzu dodałam suszony koper i szczyptę tymianku. 
Wszystko z patelni przelewamy do głębszego garnka i za pomocą blendera robimy krem. Każdą porcję przelaną do miski/talerza zabielamy odrobiną śmietany i dekorujemy pietruszką lub świeżym koperkiem. Podajemy z grzankami, groszkiem ptysiowym lub zwykłym chlebem. 

Zupy-kremy można ładnie udekorować. Każdy posiłek zyskuje, gdy zadbamy nie tylko o smak, ale i o estetykę. Pamiętajmy, że każdy najpierw kosztuje potrawy...wzrokiem :) Srebrny krem z pieczarek prosi się o zielony akcent. Nie pomijajmy takiego szczegółu.

Jabłko zapiekane w koglu-moglu

Jabłka są w kuchni niezastąpione. Kucharze mają nieograniczone możliwości wykorzystywania ich w sałatkach, daniach głównych, a przede wszystkim - w deserach.
Wczoraj, późnym niedzielnym wieczorem, naszła mnie ochota na coś słodkiego. Jednak żadna spośród licznych czekolad odłożonych na "czarną godzinę" nie była tym, co naprawdę chętnie bym przekąsiła. Otworzyłam zatem lodówkę i tam znalazłam inspirację. Przygotowałam jabłko zapiekane w koglu-moglu. Deser prosty, bardzo smaczny i efektowny.
Zapieczony kogel-mogel przypomina nieco bezę, ale jest znacznie delikatniejszy. Żeby smak deseru nie był mdły, dodałam odrobinę kwaskowatej konfitury z jeżyn. Efekt był obłędny.

Do przygotowania dwóch porcji jabłek zapiekanych w koglu-moglu potrzebujemy:
-1 jabłko o wyrazistym smaku
-3 żółtka
-szklankę cukru
-2 łyżeczki kwaskowatej konfitury lub dżemu
-esencję waniliową lub cukier waniliowy


Jabłko przekrawamy na dwie części i łyżeczką usuwamy gniazda nasienne, aby w połówce owocu powstały niewielkie zagłębienia. Wypełniamy je konfiturą. Połówki jabłek umieszczamy w kokilkach. Wsadzamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika. Mamy 10 minut na to, by utrzeć kogel-mogel z żółtek, cukru i esencji waniliowej (cukry waniliowego). 
Gotowym koglem-moglem zalewamy jabłka w kokilkach i ponownie wstawiamy do piekarnika. Czekamy, aż wierz będzie lekko chrupki i zarumieniony (ale nie za bardzo). 
Po pewnym czasie możemy zmniejszyć temperaturę do 160 stopni. 
Deser proponuję podawać od razu po wyjęciu z piekarnika, ale uwaga na język!


Koglem-moglem można zalewać oczywiście inne owoce - doskonale sprawdzają się truskawki, wiśnie czy gruszki. Przygotowanie nie jest wcale trudne, a zawsze można nim miło kogoś zaskoczyć.

piątek, 18 listopada 2011

...bo Wiedeń smakuje...czekoladowo... - Tort Sachera

Słyszeliście o torcie Sachera? Ten pyszny, czekoladowy wypiek nazywany jest "dumą Wiednia".
Powstał w XIX wieku, według 16-letniego wówczas pomocnika kucharza, Franza Sachera.
Przepis na Sachertorte jest ściśle tajny, choć wielu ambitnych cukierników od lat próbuje go rozgryźć.
Wiadomo, że deserem rządzą konfitura morelowa oraz czekolada. Współgrają tak dobrze, jakby płynnie tańczyły walca wiedeńskiego...
Przyznam, że dużo czasu minęło, nim odważyłam się podjąć wyzwanie i przygotować tort Sachera. Jednak warto było, bowiem wbrew pozorom proces przygotowania nie jest skomplikowany, a efekt niepowtarzalny.

Najpierw musiałam oczywiście udać sie na zakupy, by nabyć następujące produkty:
-mąkę (potrzeba pół szklanki jasnej mąki pszennej)
-jajka (wykorzystałam 4)
-cukier puder (pół szklanki)
-cukier waniliowy (łyżka)
-kakao (2 łyżki)
-tabliczkę czekolady deserowej (szczerze polecam wedlowską - po rozpuszczeniu ma najładniejszy kolor i pachnie prawdziwie czekoladowo)
-85 g masła

na polewę potrzebowałam:
-kolejną tabliczkę czekolady deserowej
-łyżkę miodu
-łyżkę masła

no i oczywiście tort Sachera nie byłby sobą, gdyby zabrakło marmolady (konfitury, dżemu) morelowej. Wystarczy słoik. 


A teraz do dzieła:
Najpierw oddzielam białka od żółtek. Białka z cukrem waniliowym miksuję na sztywną pianę. Sztywną, czyli taką, która ani drgnie po przechyleniu naczynia. Z kolei żółtka ucieram z cukrem pudrem na gładką, puszystą masę. W rondelku rozpuszczam czekoladę. Robię to w kąpieli wodnej (czyli garnuszek z czekoladą umieszczam nad większym garnkiem z gotującą się wodą - abstrahując od samej czekolady, proces ten ułatwi nam doczyszczenie garnuszka). Kiedy będzie już wystudzona, ucieramy ją z miękkim masłem, utrzymanym w temperaturze pokojowej. Ten czekoladowo-maślany krem dodajemy do masy z żółtek i pudru. Dosypujemy mąkę. Mieszamy. Stopniowo, cały czas mieszając, dodajemy pianę. Do tego półtorej łyżki kakao. Gotową masę przelewamy do formy, której dno wyłożone jest papierem pergaminowym (boki również można wyłożyć, ułatwi to wyjęcie ciasta z tortownicy). Ja przygotowuję tort Sachera w małej tortownicy, ponieważ jest słodki, sycący i niewielki torcik o średnicy 20 cm potrafi "zaspokoić" nawet 6-8 osób.
Formę wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i pieczemy przez godziną + na kilka minut pozostawiamy w wyłączonym piekarniku. 
Ostudzony biszkopt przecinamy na dwa krążki. Zapewne górna część wyjdzie nieco wypukła - można spokojnie wyrównać ją nożem. Lekko podgrzaną konfiturą przekładamy ciasto i smarujemy wierzch.
Odstawiamy. W garnuszku roztapiamy czekoladę z łyżką masła. Jeśli jest zbyt gorzka, dosładzamy odrobiną miodu, można także cukrem pudrem. Przestudzoną polewą smarujemy tort z wierzchu i po bokach.
Odstawiamy do lodówki lub w chłodne miejsce. 
I gotowe!


Tort Sachera ma już 180 lat, ale anie myśli wyjść z mody. Początkowo zdobywał popularność wśród wiedeńskiej, potem europejskiej arystokracji. Jeśli akurat spacerujemy po ulicach Wiednia i mijamy Hotel Sacher (wybudowany w 1876 przez syna Franza, Eduarda), możemy wstąpić na kawałek przygotowanego według oryginalnej receptury torciku. Ale jeśli Wiedeń nam nie po drodze...cóż - sami w naszych kuchniach możemy stworzyć jego słodką, czekoladową namiastkę.

czwartek, 17 listopada 2011

Jesienny kompot z jabłek

Kolejny chłodny wieczór tej jesieni...
Jesień mija mi w kuchni, która codziennie pachnie jabłkami i cynamonem - to moje ulubione smaki o tej porze roku, jakże niewdzięcznej.
Za chwilę zafunduję sobie parę godzin całkowitej beztroski i zasiądę na kanapie z kubkiem jesiennego kompotu z jabłek.
Kompot ten jest niezastąpiony w chłodne dni i wieczory. Lekko słodki, aromatyczny, posiadający właściwości  lecznicze - dzięki dodatkowi imbiru łagodzi bóle głowy!

Czego potrzebujemy, by przygotować jesienny kompot z jabłek?
 -4 spore jabłka (jedno jabłko na jeden litr wody)
 -dwie czubate łyżeczki cynamonu
 -półtorej łyżeczki imbiru (lub więcej!)
 - łyżeczka cukru waniliowego
 -cukier (najlepiej brązowy) do smaku
 -łyżka goździków


Jabłka myjemy, część obieramy, a na części pozostawiamy skórkę. Kroimy na ósemki, każdą dzieląc jeszcze na pół. Wrzucamy do wody, gotujemy. Z czasem dodajemy cukier, w miarę potrzeby, a także pozostałe przyprawy. 
Gotujemy, aż jabłka będą miękkie. Potrzeba troszkę cierpliwości. Oczywiście można dodać przyprawy w większych ilościach.


Uwaga: jeśli smak kompotu jest mdły lub za słodki, można dodać trochę soku z cytryny 

Cynamon wpłynie doskonale na smak, goździki na zapach. Imbir nada kompotowi szczególny charakter. Ponadto, jak wspomniałam, ma właściwości lecznicze - działa przeciwbólowo, przeciwzapalnie (to ważna informacja dla przeziębionych), poprawia trawienie i odświeża oddech. Można go dodać do woli, zgodnie z zasadą: "nigdy nie żałuj dodawanego do potraw imbiru". Na zdrowie!

Pesachowe gruszki

Wprawdzie bliżej teraz do Chanuki niż do Pesach (obchodzonego wiosną święta upamiętniającego wyjście Żydów z Egiptu), ale nabrałam ochoty na rozgrzewający, pyszny deser - pieczone w winie gruszki pesachowe.
Moim zdaniem gruszki pieczone w winie doskonale nadają się na zimny listopadowy wieczór.
Przygotowanie nie jest trudne.

Potrzebujemy: 
-6 gruszek
-1-2 łyżeczki cukru (proponuję brązowy albo biały wymieszany z wanilią i mielonym imbirem)
-szczyptę cynamonu
-250 ml słodkiego czerwonego wina
-garść prażonych włoskich orzechów lub blanszowanych migdałów


Najpierw myjemy i obieramy gruszki. Wyrównujemy doły, by postawione na równej powierzchni nie chwiały się. Zostawiamy natomiast ogonki. Tak przygotowane owoce ustawiamy w naczyniu żaroodpornym. Do wina dodajemy przyprawy i zalewamy gruszki. Wsadzamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i pieczemy przez kwadrans. Po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 120 stopni i pozostawiamy jeszcze na godzinę w piekarniku. Podajemy ostudzone i posypane orzechami.


Jest to deser pyszny, aromatyczny i pozwala nam zapomnieć o zimowej aurze. Zdecydowanie polecam.



środa, 16 listopada 2011

Dla miłośników wina - kiedy białe, kiedy czerwone

Dobre wino do kolacji nie jest złe. Istnieje wiele odmian wina. Każdy chyba wie, że istnieją wina czerwone, białe, wytrawne, słodkie, tanie i drogie itd. Czy jednak wiemy jakie wino podać do jakiego dania? Co pasuje do pasztetu, a co do sałatki owocowej?
Dobrze dobrane wino smakuje lepiej niż przypadkowe. Dużo lepiej. I zapewniam, że przestrzeganie zasad doboru wina nie charakteryzuje wyłącznie snobów!
Zasady te są różne w zależności od kręgu kulturowego - w końcu co kraj, to obyczaj.
Przede wszystkim wina NIGDY nie podajemy do dań, w których jakąkolwiek rolę odgrywa ocet. Z zupami również wino nie najlepiej się komponuje.
Wyobraźmy sobie, że zapraszamy gości na elegancką kolację i zależy nam na tym, by wieczór był perfekcyjny, a  wszystko idealnie do siebie pasowało.
Tak wykwintną kolację powinniśmy zacząć od przekąski. Do przekąsek najlepiej pasują wina wytrawne z lekko gorzkim posmakiem. Pamiętajmy, by było schłodzone!
Dobór trunku do dania głównego jest nieco bardziej skomplikowany.
WINO WYTRAWNE  czerwone:  pasuje znakomicie do potraw z ciemnego mięsa, dziczyzny, dań z dodatkiem grzybów, serów.
białe:  świetnie komponuje się z daniami drobiowymi i rybnymi. UWAGA: podczas wystawnych kolacji często jest podawane czerwone wino wytrawne i nie jest to błędem!
różowe:  owoce morza, wędliny, sery o delikatniejszym smaku, pizza

WINO SŁODKIE  może być uzupełnieniem deserów - powinno być chłodniejsze. UWAGA: wina nie należy chłodzić w zamrażalniku!

Pamiętacie Alexis z "Dynastii" ? Jadała kawior i popijała go szampanem - zgodnie z zasadą. Do kawioru podajemy szampana. Do kawy natomiast podajemy koniak lub likier - moim ulubionym jest Grand Marnier. Zwyczaj pijania kawy z tym właśnie słodkawym trunkiem przywiozłam z Paryża.

Wina półwytrawne i półsłodkie mają łagodniejszy smak niż wytrawne i słodkie i ja osobiście lubię właśnie takie. Nie ma co do nich jednoznacznych reguł.
Madera, malaga, marsala, porto i sherry to również wina, pochodzące z grupy win wzmacnianych - czyli z dodatkiem mocniejszego alkoholu. Podobnie jak wina tradycyjne zyskują na jakości z wiekiem. 

Pamiętajmy, że wino, pite w niewielkich ilościach, dobrze wpływa na stan zdrowia (zwłaszcza wino czerwone) i na stan ducha. Mimo, że podczas posiłków stanowi znakomity i cenny dodatek, weźmy pod uwagę, że to jednak alkohol i jak wszystko, co pite bez umiaru, może zaszkodzić...

wtorek, 15 listopada 2011

Mac&cheese - wersja supreme :)

Nie każdy lubi gotować, ale każdy lubi zjeść smacznie. Mam kulinarną propozycję dla każdego, kto nie wierzy w swoje możliwości. Może zmieni zdanie i wkrótce przygotuje coś nadzwyczajnego :)
Proponuję mac&cheese, czyli po prostu makaron z serem, wzbogacony o parę dodatków. Wychodzi znakomicie i nie ma możliwości, żeby coś poszło nie tak. Chociaż Susan Mayer, bohaterka "Gotowych na wszystko", miała wyjątkowy antytalent do przygotowywania mac&cheese...

Potrzebujemy:
-makaron penne - proponuję po 150 g na osobę
-masło do wysmarowania formy
-żółty ser
-garść czarnych oliwek
-suszone pomidory
-łyżeczka bazylii

W osolonej wodzie gotujemy makaron. Do wody możemy ewentualnie dodać parę kropli oleju, ale nie jest to konieczne. Podczas, gdy makaron się gotuje, trzemy ser, kroimy suszone pomidory na małe kawałki, a oliwki na krążki. Ugotowany i odcedzony makaron przekładamy do wysmarowanego tłuszczem naczynia żaroodpornego, dodajemy pomidory, oliwki i bazylię. Mieszamy (proces mieszania można oczywiście przeprowadzić w innym naczyniu) Wsadzamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i pieczemy 10 minut. Po tym czasie podajemy ser i dalej pieczemy, aż ser będzie zrumieniony.

Smak Włoch - genialny w swojej prostocie! Danie szybkie, smaczne i bardzo aromatyczne :)

poniedziałek, 14 listopada 2011

Sałatka somalijska

Ilekroć wymawiam nazwę "sałatka somalijska", myślę o głodującej ludności Somalii. Przeciętny Somalijczyk pewnie rzadko może sobie pozwolić na danie tak bogate i sycące.
Somalia była kolonią francuską, co tłumaczyłoby dodanie sera camambert, będącego kluczem do sukcesu tej sałatki. Wyraźne są też wpływy włoskie - np. w wykorzystaniu bazylii. Nazwa "somalijska" jest co najmniej zastanawiająca, ale smak nie budzi wątpliwości - jest świetny.
Aby przygotować sałatkę somalijską, która zdecydowanie jest czymś więcej niż przystawką, potrzebujemy:


-2 średniej wielkości piersi kurczaka lub indyka
-4 plastry ananasa
-sałata lodowa
-10 pomidorków koktajlowych
-miska czarnych oliwek
-opakowanie sera camambert
-przyprawy


Mięso kroimy na niewielkie kawałki, takie na jeden kęs. Lekko je solimy, doprawiamy pieprzem, niewielką ilością słodkiej papryki i bazylią. Skrapiamy oliwką z oliwek. 
Na talerzach układamy liście sałaty lodowej oraz ćwiartki pomidorków. Mogą się lekko schłodzić. 
Na patelni podsmażamy drób, gdy będzie zrumieniony, dodajemy pokrojonego w kostki ananasa. Na samym końcu dorzucamy na patelnię paski camamberta - roztopiony pod wpływem temperatury ser pięknie złączy wszystkie składniki. 
Wszystko z patelni przekładamy na talerze z sałatą i pomidorkami. Posypujemy oliwkami.


Jest to danie bardzo efektowne, sycące i nie może się nie udać. Można podawać z grzankami i dobrym winem. Świetny pomysł na kameralne spotkanie w miłym gronie :)

Bób po żydowsku

Bobem po żydowsku poczęstowała mnie przed kilku laty moja serdeczna koleżanka. Było to na tyle dawno, że nie pamiętam już dokładnie Jej przepisu, ale smaku nie dało się zapomnieć.
Uwielbiam połączenie łagodności bobu (i jego przebijającą przez sos przepiękną zieleń) ze zdecydowanym smakiem kaparów i wyraźną nutą czosnku. Wspaniałe!
A jak to zrobić? Potrzebujemy:

-kilogram bobu
-sól i pieprz
-3 łyżki majonezu
-3 łyżki jogurtu naturalnego
-3 ząbki czosnku
-kapary - im więcej, tym lepiej


Bób gotujemy w osolonej wodzie. Nie powinien być zbyt miękki - ma być taki, żeby skórka odchodziła bez problemu, a z bobu nie robiła się papka. W międzyczasie przygotowujemy sos: do jogurtu wyciskamy czosnek, można też dodać odrobinę pieprzu czosnkowego, ale nie jest to konieczne. Dodajemy majonez, mieszamy i doprawiamy dowolnie solą i pieprzem. 
Ugotowany bób odcedzamy, obieramy ze skórek, przerzucamy do szklanej miski i polewamy sosem. Lekko mieszamy i posypujemy kaparami. 


Na co dzień i od święta - bób po żydowsku zawsze pasuje. Jadam go na macy lub z grzankami czosnkowymi.

Bonus:
Jak zrobić grzanki czosnkowe?
Bagietkę (może być czerstwa) kroimy na kromki grubości 1 centymetra. Pół kostki miękkiego masła łączymy z 3 łyżkami oliwy, wyciskamy dwa ząbki czosnku, dodajemy szczyptę bazylii, oregano lub innych ulubionych przypraw. Takim "masłem" smarujemy kromki i podpiekamy w piekarniku, aż będą chrupiące.

Sałatka Cape Cod

Kuchnia amerykańska jest jedną z moich ulubionych (obok żydowskiej i węgierskiej). Przyznaję, że najczęściej wypróbowuję przepisy właśnie amerykańskie. Szczególnie dania ze Wschodniego Wybrzeża lubię, robię i polecam.
Sałatkę Cape Cod jadłam po raz pierwszy w warszawskim dinerze Pink Flamingo (w Parku Szczęśliwickim), później w dinerze nowojorskim o zapomnianej nazwie.
Sałatka jest pyszna i  prosta. Jej smak mogłabym opisać słowem "nadatlantycki" lub "nowoangielski", ale tylko ja wiem ile pozytywnych wrażeń zawiera się w tych przymiotnikach.
Cape Cod to półwysep należący do stanu Massachusetts, otoczony wodami Atlantyku. Składniki charakterystyczne dla tego obszaru to ryby, owoce morza, żurawiny, chętnie używa się sosu 1000 wysp, popularnego w północno-wschodnich Stanach oraz w Kanadzie.

Jak przygotować sałatkę Cape Cod? Potrzebujemy:

-3 łyżki majonezu
-2 łyżki sosu chilli
-pół łyżeczki słodkiej papryki
-sól i pieprz do smaku
-sałata karbowana (używam czasami lodowej i też jest nieźle)
-jeden słodki ogórek
-średnia czerwona cebula
-garść oliwek (ja daję czarne, ale można wymieszać czarne z zielonymi)
-4 łyżki kaparów
-opakowanie łososia kanapkowego


Na początku w małej miseczce łączymy majonez z sosem chilli i przyprawami - otrzymujemy sos 1000 wysp. Na patelni lekko podsmażamy pokrojonego na niewielkie kawałki łososia. Gdy będzie gotowy, układamy go na sałacie, wokół niego natomiast kładziemy krążki cebuli, plasterki ogórka (może być ze skórką, byle dokładnie umyty!) i oliwki. Polewamy przygotowanym sosem i posypujemy kaparami.

I tak właśnie smakują wakacje w Nowej Anglii. Czujecie przyjemny powiew wiatru znad Atlantyku? :)

Placek z wiśniami à la Twin Peaks

Wciąż jestem pod wrażeniem klimatu, jaki stworzył David Lynch w swoim kultowym serialu "Miasteczko Twin Peaks". Pamiętam doskonale muzykę Angela Badalamentiego i postać zafascynowanego Tybetem agenta Coopera, nagrywającego na dyktafonie wiadomości dla tajemniczej Diane. W jednej z tych wiadomości  agent Cooper opisał "niebiański" smak placka z wiśniami, którym delektował się w miejscowym dinerze Double R. Z czasem receptura owego placka zaczęła mnie bardziej interesować niż to, kto zamordował Laurę Palmer.
W internecie można znaleźć mnóstwo różnych przepisów na "Twin Peaks cherry pie" i przy każdym znajduje się zapewnienie, że to właśnie TEN. Cóż...chyba tylko agent Cooper mógłby wskazać właściwy przepis.
Efekt mojego kulinarnego - twinpeaksowego eksperymentu jest wysoce zadowalający, nawet jeśli odbiega nieco od oryginału.

Aby poczuć smak "dumy Twin Peaks" potrzebujemy:

-2 i pół szklanki mąki pszennej
-1 szklanki cukru pudru
-szklanka cukru kryształu
-3 łyżeczki cukru waniliowego
-250 g zimnego i twardego masła
-1 jajko
-półtorej łyżeczki proszku do pieczenia
-2 łyżki mąki ziemniaczanej lub kukurydzianej
-łyżka skórki startej z cytryny
- około 500 g wiśni bez pestek (spokojnie mogą być mrożone, ale bez zbędnej wody)
-odrobina mleka


Z mąki, cukru pudru, proszku do pieczenia, skórki cytrynowej, odrobiny cukru waniliowego, masła i jajka zagniatamy bardzo szybko ciasto. Wcześniej masło należy rozdrobnić nożem i tak rozdrabniając połączyć z suchymi składnikami.
Ciasto dzielimy na dwie części (jedną nieco większą) i owinięte w folię wsadzamy do lodówki na 20 minut.
Wiśnie wkładamy do garnka, dodajemy cukier (dla niektórych podana ilość może okazać się niewystarczająca, dla innych natomiast może być aż za słodko - trzeba uważać). Gotujemy. Do miękkich wiśni dodajemy mąkę ziemniaczaną - będzie to typowa dla amerykańskich wypieków typu "pie" kiślowata konsystencja. 
Schłodzone ciasto rozwałkowujemy - najpierw większy kawałek. Powinno być dość cienkie, ale nie przezroczyste. Na wałku przenosimy je do natłuszczonej formy, tak, by ciasto wystawało poza jej brzegi. Wlewamy wiśnie. przykrywamy je drugim płatem rozwałkowanego ciasta. Łączymy brzegi dolnego i górnego ciasta, odcinamy (najlepiej nożycami kuchennymi) jego nadmiar. Dokładnie zlepiamy - możemy docisnąć widelcem, co stworzy miły dla oka efekt. Na górnym płacie ciasta wycinamy niewielkie wzory, by wiśnie były widoczne. Wierzch smarujemy delikatnie mlekiem. Wsadzamy do nagrzanego do 190 stopni piekarnika, pieczemy w zależności od piekarnika 30-40 minut, aż ciasto będzie złociste. 
Świetnie smakuje z lodami!


Uwagi:


-nie trzeba dodawać mąki ziemniaczanej, nadzieniem może być konfitura z wiśni i cukru
-jeśli nie mamy formy do ciast typu "pie", doskonale sprawdzi się forma do tarty
-niektórzy smarują wierzch ciasta rozkłóconym jajkiem


"Twin Peaks cherry pie" jest jednym z najbardziej "kultowych" ciast w Stanach Zjednoczonych. W większości dinerów można takiego spróbować. Wprawdzie nikt nie zna oryginalnej receptury, ale dzięki temu eksperymentowanie jest jeszcze przyjemniejsze.

Słodkie mleko na dobranoc

Nie możecie zasnąć? Chcecie słodko zakończyć ciężki dzień? Polecam "słodkie mleko na dobranoc". Przygotowanie nie jest skomplikowane, zajmuje parę minut.
Rozgrzeje, odstresuje, a kto wie, może przywoła słodkie sny?
Aby przygotować ten "przedsenny" napój potrzebujemy:

(proporcje dla 1 Nocnego Marka)

- szklankę mleka
-pokruszone pierniki (bez nadzienia i nie takie w czekoladzie) lub pokruszona słodka chałka - ja preferuję ten wariant
-po czubatej łyżeczce cukru z prawdziwą wanilią i cukru brązowego lub 2 łyżki miodu
-szczypta cynamonu, szczypta imbiru


Mleko przelewamy do rondelka i podgrzewamy. Do kubka wrzucamy pokruszone pierniki lub chałkę. Następnie zalewamy ciepłym mlekiem i doprawiamy przyprawami lub miodem.


Mleko "na dobranoc" jest słodkie, rozgrzewa i służy przeziębionym. Sprawdza się doskonale bez względu na stan psycho-fizyczny. Jest bardzo proste w przygotowaniu i nie wymaga wysiłku. Idealne dla leniuchów ;)

Szarlotka na cynamonowym szlaku

Szarlotka była pierwszym ciastem, którego przygotowania się podjęłam. Od tamtej pory minęła cała dekada, a przepis co chwila udoskonalałam. Szarlotka jest ciastem niezawodnym, pasuje na każdą okazję i zachwyca prostotą.
Przez lata piekłam szarlotki z jabłkami prażonymi i tartymi. Dodawałam rodzynki i orzechy, a na specjalne życzenie mojej Mamy także goździki. Sama lubię szarlotkę z minimalną ilością dodatków, jednak jednego nie potrafię sobie odmówić - cynamonu.
Do przygotowania mojej ulubionej "szarlotki na cynamonowym szlaku" potrzebuję:

-około dwie i pół szklanki mąki pszennej (plus trochę do podsypania, jeśli ciasto będzie się za bardzo lepić)
-125 g masła (twardego i zimnego!)
-szklankę cukru pudru (plus około dwóch czubatych łyżek do posypania)
-półtorej łyżeczki proszku do pieczenia
-jedno jajko (równie dobrze wystarczy samo żółtko)
-3-5 łyżeczek cynamonu
-6-8 jabłek (moja ulubiona "szarlotkowa" odmiana to papierówki)
-przygotowana wcześniej kruszonka*


Wysypujemy na blat mąkę, dodajemy proszek do pieczenia, pół łyżeczki cynamonu, masło. Masło  rozdrabniamy nożykiem (w żadnym wypadku nie należy rozkruszać go palcami, ponieważ się ogrzeje). Dodajemy jajko lub samo żółtko. Zagniatamy szybko, by masło się nie roztopiło (maślane grudki są mile widziane). Owijamy ciasto folią i wkładamy do lodówki na co najmniej 20 minut. Ważne, by ciasto było dość dobrze schłodzone. 
Ścieramy jabłka, dodajemy do nich resztę cynamonu (ewentualnie można dodać odrobinę cukru z prawdziwą wanilią, jeśli ktoś lubi słodsze jabłka). Nie zaszkodzi wzbogacić jabłek o inne dodatki, jak rozdrobnione orzechy czy goździki, ale nie jest to obowiązek. Cynamon wystarczająco uszlachetnia jabłka. 
Schłodzone ciasto szybko rozwałkowujemy i na wałku przenosimy na formę. Może być to tortownica albo forma do tart (ja używam właśnie takiej), powinna jednak być posmarowana masłem i lekko oprószona bułką tartą lub kaszą manną. 
Na ciasto kładziemy arkusz papieru pergaminowego i układamy bliżej brzegów ciasta groch lub fasolę. Jeśli to pominiemy, wówczas ciasto po pierwszym pieczeniu będzie miało nierówne, "zapadnięte brzegi". Obciążone ciasto wsadzamy do nagrzanego do 200 stopni piekarnika. Podpiekamy około 10 minut. Następnie wyjmujemy papier z obciążnikami i pieczemy jeszcze 5 minut. Po tym czasie wykładamy na podpieczone ciasto jabłka i pieczemy 20 minut do pół godziny, aż kruszonka, którą posypaliśmy jabłka będzie rumiana.
Upieczone i przestudzone ciasto posypujemy cukrem pudrem z odrobiną cynamonu. Piękną i oryginalną ozdobą są laski cynamonowe.


*Jak zrobić kruszonkę? To proste. Należy połączyć szklankę mąki pszennej z 3-5 łyżkami cukru pudru i zimnym masłem - 120 g. Masło złączone z suchymi składnikami trzeba rozdrobnić nożem, aż powstaną naprawdę drobne kawałki. I gotowe! 
P.S. Do kruszonki oczywiście można dodać szczyptę cynamonu ;)


"Szarlotka na cynamonowym szlaku" jest pyszna, pachnąca i poprawia samopoczucie. Cynamon posiada walory smakowe, zapachowe, ale i lecznicze! Korzystnie wpływa na przemianę materii, obniża poziom cukru, rozgrzewa.
Taką szarlotkę polecam zwłaszcza na chłodne jesienne i zimowe wieczory, na przykład z grzanym winem. Można też jeść na ciepło z gałką lodów waniliowych lub cynamonowych. Tego smaku nie sposób zapomnieć!

Charoset (haroset) - jerozolimska słodycz

Bardzo lubię poznawać nowe smaki. Kuchnię żydowską (jedną z moich ulubionych) wciąż odkrywam na nowo. Jest wyjątkowa. Czy to w jej aszkenazyjskiej czy sefardyjskiej odmianie - zawsze zachwycają mnie połączenia smaków, tak rzadkie w kuchni słowiańskiej. Muszę jednak przyznać, że przygotowanie większości dań wymaga dużej wprawy i stanowi nie lada wyzwanie. Osobiście bardzo lubię wyzwania, zwłaszcza kulinarne. Nie ukrywam, że wśród potraw żydowskich mam swoje ulubione przysmaki. Jednym z nich jest charoset - deser dość łatwy w przyrządzeniu i bardzo smaczny. Przygotowanie zajmuje kilkanaście minut, do czego dochodzi  czas chłodzenia (ja zazwyczaj wkładam deser do zamrażarki, dzięki czemu szybciej jest gotowy - powinien być dobrze schłodzony).
Charoset swą barwą przypomina glinianą zaprawę, wykorzystywaną przez więzionych w Egipcie Żydów. Podawany jest w święto Pesach, upamiętniające wyjście z egipskiej niewoli.
Ten popularny deser bywa także podawany jako dodatek do mięs. Z wołowiną komponuje się naprawdę znakomicie! Jednak proponuję dokonać pewnej zmiany w składnikach, jeśli charoset ma być dodatkiem do mięsa - wówczas zamiast słodkiego wina lepiej dodać półsłodkie.
A jak przygotować charoset?

Potrzebujemy:
- 2-4 jabłka (lepiej, żeby nie były to twarde zielone jabłka)
-garść orzechów włoskich
-garść blanszowanych migdałów (pokruszonych lub w płatkach)
-po garści pokrojonych drobno fig, daktyli, suszonych moreli
-po łyżeczce imbiru, cynamonu, cukru z wanilią
-łyżka miodu
-3-6 łyżek słodkiego czerwonego wina


Jabłka ścieramy na tarce (ja preferuję większe oczka - dzięki nim charoset wygląda ciekawiej), bakalie kroimy. Następnie wszystkie składniki umieszczamy w misce, mieszamy. Jeśli brakuje nam słodyczy, lepiej dodać odrobinę miodu niż dodatkowy cukier. Mieszankę wstawiamy do lodówki lub zamrażarki.

Uwagi: 


-Deser podajemy dobrze schłodzony.
-Jeśli ma wystąpić obok mięsa, wino słodkie proponuję zmienić na półsłodkie, ale nadal czerwone. Dodajemy też nieco więcej imbiru, a mniej cukru. Można też dorzucić rodzynki.
-Można, ale nie trzeba, zalać bakalie odrobiną wina przed dodaniem ich do jabłek
-Dobrze dodać jabłka różnych odmian: słodsze i bardziej winne

Charoset jest prostym deserem. Inne słodkości i dania z kuchni żydowskiej nie są aż tak łatwe, ale zdecydowanie warte zachodu. O nich napiszę jednak następnym razem.